Puls Biznesu”: W Polsce słowa przedsiębiorca, menedżer mają negatywne konotacje? Jak można to zmienić?
Michał Sołowow: Najważniejsze jest postrzeganie społeczne przyczyn bogactwa. Dopóki nie będzie się kojarzyło z ciężką pracą, indywidualnymi zdolnościami, umiejętnością podejmowania ryzyka oraz pewną dozą szczęścia, dopóty nie będzie można zbudować w Polsce dobrze funkcjonującej gospodarki. Brakuje społecznej wiedzy o biznesie. Brakuje wiedzy merytorycznej, również wśród polityków, o tym jak buduje się i zarządza biznesem. Tłamsi nas wciąż spuścizna Peerelu, w którym jak ktoś się czegoś dorobił, to zazwyczaj albo miał powiązania z władzą, albo robił to na czarno lub szaro. Kilkadziesiąt lat takich doświadczeń zaowocowało w podświadomości ludzi przekonaniem, że nie można dorobić się uczciwie. To ma poważne konsekwencje. Zarówno dla postaw społecznych: ludzie, którzy tak myślą, nie podejmują ryzyka, nie biorą w ręce swojego losu, tylko oczekują, że dobrobyt zapewni im ktoś inny, mają negatywne nastawienie do zarabiających więcej, a postawę — roszczeniową, jak też dla postaw politycznych: ludzie tak myślący wybierają polityków, którzy sprzyjają takiej postawie. Grozi to powrotem państwa do gospodarki socjalistycznej. Powinniśmy więc społeczeństwu non-stop powtarzać: wasze życie, szczęście i dobrobyt są w waszych rękach i żaden polityk nie rozwiąże waszych problemów. Wasze życie — wasze decyzje. Takie myślenie na przełomie lat 1989/90 doprowadziło do powstania 2 000 000 prywatnych firm. Ludzie świadomi nie wybierają polityków, którzy obiecują, że coś im dadzą, lecz takich, którzy obiecują, że nie będą zabierać i przeszkadzać.
Kochajmy Polskę bogatą — to hasło przewodnie debaty „Czas na patriotyzm gospodarczy”. Dlaczego Polacy są dumni z sukcesów sportowców, a sukcesów przedsiębiorców nie zauważają?
Zauważają! Ci, co dla nich pracują, ci, co im sprzedają swoje usługi lub produkty, a nawet niektórzy z tych, co dostają pieniądze z ich podatków, czyli samorządy. To całkiem spora grupa. Warto to podkreślać.
W wielu krajach, np. w Szwecji czy w USA, rządzący regularnie spotykają się z przedsiębiorcami, pytając co mogą dla nich zrobić. Czy taki dialog jest w Polsce możliwy?
Myślę, że do tego potrzebna jest zmiana postrzegania przedsiębiorców przez społeczeństwo. Politycy jedynie realizują to, czego oczekują od nich wyborcy. Jeśli wyborcy zmienią swoje nastawienie, to wybiorą polityków, którzy będą mieli w sobie tyle pokory, aby nie sądzić, że wraz z głosami wyborców zyskali mądrość i wiedzę pozwalającą na podejmowanie decyzji we wszystkich sprawach. Zanim podejmią decyzję, będą zainteresowani opinią ludzi, których ona dotyczy. Jeśli dotyczy to edukacji, to trzeba słuchać nauczycieli i dzieci, jeśli medycyny, to lekarzy, pielęgniarek i pacjentów, a jeśli elektrowni atomowej, to naukowców i energetyków. Zdobyta w ten sposób wiedza pomoże im nie tylko podejmować lepsze decyzje, ale też uświadomi im, iż prawo powinno być jak najprostsze i jak najbardziej stabilne, a decyzje wszędzie, gdzie tylko to możliwe, podejmowane tam, gdzie rodzi się ich potrzeba, a nie na najwyższym szczeblu.
http://patriotyzm.pb.pl/3204945,94149,dobrobyt-jest-w-waszych-rekach-wywiad
„Puls Biznesu”: Czy płacenie podatków uważa pan za przejaw patriotyzmu?
Leszek Czarnecki: Płacenie podatków ma niewiele wspólnego z patriotyzmem. Dla mnie to kwestia umowy społecznej — obywatele czy firmy płacą pewną daninę na rzecz państwa i w zamian oczekują określonego poziomu usług: bezpieczeństwa, stabilności, infrastruktury itd. Jeżeli korzysta się z tych wszystkich przywilejów żyjąc w jakimś państwie lub prowadzi się w nim biznes, to oczywiście trzeba ponosić koszty, bo inaczej jest się pasożytem. Ale jeżeli z tego wszystkiego się nie korzysta, bo żyje się gdzie indziej, to nie ma podstaw do płacenia podatków.
Państwo pobiera podatek CIT, a przedsiębiorca ma prawo oczekiwać, że te pieniądze są dobrze wykorzystywane, również do tworzenia przyjaznych warunków dla biznesu. Większość rankingów pokazuje jednak, że z tworzeniem klimatu dla przedsiębiorczości nie jest najlepiej. Czy Polska staje się bardziej przyjaznym państwem dla prowadzących działalność gospodarczą?
Mam nieodparte wrażenie, że z roku na rok jest gorzej, mimo że mamy relatywnie niewysokie podatki. Pomijając koszty ubezpieczeń socjalnych są one jednymi z najbardziej przyjaznych w Europie. Natomiast problemem jest poczucie niepewności, niejasność prawa i stan permanentnego zagrożenia, które powodują, że trudno traktować środowisko prawno-podatkowe jako przyjazne.
W wielu krajach, np. w Szwecji czy USA, rządzący dwa razy do roku zapraszają 20 największych przedsiębiorców, żeby zapytać, co państwo może dla nich zrobić. Tu nie chodzi o załatwianie interesów, ale szukanie rozwiązań systemowych korzystnych dla wszystkich. Dlaczego takich rozwiązań nie ma w Polsce?
Nie wiem, dlaczego nie ma, na pewno nie dlatego, że przedsiębiorcy nie chcą się spotykać. To pytanie skierowane jest bardziej do polityków niż do przedsiębiorców. Można tylko spekulować. W Polsce mamy niestety bardzo niską jakość zarówno prawa, jak i jego egzekucji. Traktowane jest ono często wybiórczo, a że jest niejasne i często wzajemnie sprzeczne, nie jest wielkim problemem swobodna żonglerka paragrafami. Przedsiębiorca czuje się niepewnie, w każdej chwili może zostać aresztowany, a co najmniej pomówiony. W związku z tym politycy nie chcą spotykać się z przedsiębiorcami, którzy jutro mogą być negatywnymi bohaterami mediów. Może to wpłynąć na ich karierę polityczną. Jeśli natomiast nie spotykają się z praktykami biznesu, to nie wiedzą, w których miejscach to prawo jest sprzeczne i dziurawe. Nie wiedzą więc, jak je poprawić. Powstaje taka negatywna spirala. Ponadto istnieje dość powszechne mniemanie, że robienie biznesu i zarabianie pieniędzy jest czymś wstydliwym. Za komuny był to spekulant, złodziej, oszust, żerujący na „zdrowej tkance społecznej”, a idąc jeszcze dalej — przypomnijmy sobie „Lalkę” Prusa, w której zapracowany Wokulski jest poniżany przez wyższe warstwy społeczne. Coś z tego zostało w naszej społecznej mentalności.
Podczas naszej głównej debaty padła teza, że Polacy emocjonują się sukcesami sportowców, a nie są w stanie zaakceptować sukcesów przedsiębiorców. Czy politycy nie powinni zaangażować się w kreowanie takich pozytywnych przykładów również w gospodarce?
W obecnym systemie finansowania partii nie jest to możliwe lub bardzo mało prawdopodobne. Nie chcę wchodzić w dyskusję polityczną, jak partie powinny być finansowane, ale teraz, gdy są finansowane z budżetu, żyją sobą i dla siebie. Rozliczane są raz na cztery lata podczas wyborów. Gdyby były finansowe inaczej, musiałyby być bardziej otwarte na rzeczywiste problemy państwa i społeczeństwa, a kontrola i rozliczanie z zadań mogłoby odbywać się na bieżąco. I nie chodzi tu o żadną korupcję polityczną, ale normalne zmuszenie klasy politycznej na skupieniu się na tym, co ważne, a nie drugo— lub trzeciorzędne.
Resorty gospodarki i spraw zagranicznyh podkreślają, że nastawienie do wspierania polskich firm za granicą się zmienia. Czy zauważył pan jakąś zamianę?
Nie zauważyłem żadnej. Nikt mi nigdy w niczym nie pomógł, nie zaoferował pomocy. Inna sprawa, że o nią nie prosiłem. Ponieważ obecnie też nikt nie pomaga moim firmom za granicą, ale uczciwie mówiąc — doskonale radzimy sobie sami, więc twierdzę, że z mojego punktu widzenia nic się nie zmieniło.
Jaka jest granica między patriotyzmem gospodarczym a nacjonalizmem?
Granica nie jest wcale jasna. Wszystkie kraje stosują w mniejszym lub większym stopniu protekcjonizm i bronią swoich interesów. Nie widzę więc powodu, dla którego Polska nie powinna tego robić. Z drugiej strony jesteśmy jednak częścią UE i mamy pewne zobowiązania wobec innych członków. Dla mnie bardzo zdrową zasadą jest zasada pierwszeństwa oferty — wygrywa lepszy, ale jeśli w przetargu są dwie równorzędne oferty, wolę wybrać polską firmę niż zagraniczną. Natomiast jeśli oferta zagraniczna jest lepsza lub zdecydowanie tańsza, to nie ma sensu dopłacać do zlecenia tylko dlatego, że ktoś mieszka w tym samym mieście czy kraju co ja.
Czy uważa pan się za patriotę?
Zbudowałem dużą firmę w Polsce, zatrudniam 11 tys. osób, płacę duże podatki i — jakby to patetycznie nie zabrzmiało — kocham ten kraj. Nigdy nie zastanawiałem się nad definicją patriotyzmu. Powiem tak: albo się to czuje, albo nie. Jeśli się tego nie czuje, to nie ma o czym mówić, a jeśli się to czuje, to i tysiąc słów za mało, żeby to opisać.
Czy patriotyzm pojawia się w rozmowach przedsiębiorców? Czy macie poczucie, że budujecie potęgę kraju? Czy politycy o tym wiedzą?
Świadomość wspólnoty narodowej i dumy z Polski jest absolutnie powszechna. Chcemy zrobić wszystko, żebyśmy byli dumni z tego kraju, aby mieszkający tu ludzie byli dumni z tego, co jest firmowane znakiem Polski. W moim poczuciu jest to świadomość powszechna. Myślę, że wszyscy przedsiębiorcy to czują, a czy politycy ? Nie wiem, nie spotykam się politykami.
Czy potrzebne jest forum wymiany poglądów ministrów i premiera z przedsiębiorcami. Czy gdyby powstało, brałby pan w nim udział?
Myślę, że pytanie jest czysto akademickie, bo nie wierzę, żeby taka płaszczyzna była możliwa. Jeżeli powstanie, to w znacznej mierze będzie powodowana chęcią uzyskania lepszych słupków w sondażach, zatem będzie akcją czysto polityczną i marketingową. W czymś takim nie mam zamiaru brać udziału. Natomiast jeśli mówimy o poważnej debacie gospodarczej, to jak najbardziej.
Czy przedsiębiorcy powinni wychodzić za granicę? Jak to robić?
Bardzo trudno jest odnieść sukces za granicą, jeżeli nie jest się mocnym w kraju. Mamy taką narodową histerię związaną z poszukiwaniami międzynarodowych championów i czegoś, czym możemy chwalić się za granicą, podczas gdy 60 proc. PKB powstaje w Polsce, a nie za granicą. Dlatego powinniśmy zbudować mocne firmy krajowe, które bez problemu na naszym rynku poradzą sobie z międzynarodową konkurencją. Biorąc pod uwagę nawet szybki rozwój technologii, dającej możliwość wyjścia na świat, obstaję przy tezie, że dopiero kiedy lokalny rynek staje się za mały, jest sens dyskusji o potencjalnej międzynarodowej ekspansji. I tu jest ogromna rola polityki, regulatorów, którzy mogą pomóc tworzyć duże prywatne firmy w kraju. Potem będzie tylko kwestią czasu, kiedy zaczną wychodzić poza nasze granice.
Polska konkurowała i ściągała inwestorów zagranicznych głównie kosztami pracy. Powoli ta przewaga się kończy. Co jest lub może być polską specjalnością przyciągającą inwestorów?
Jestem bardzo ostrożny w definiowaniu obszarów biznesowych, na które powinniśmy postawić. Być może powinniśmy postawić na chemię, może starać się wykorzystać położenie strategiczne między Niemcami a Rosją, choć na to raczej jest za późno. Natomiast sądzę, że można podejść do zagadnienia z zupełnie innej strony i wykorzystać naszą cechę narodową, utrwaloną przez kilkadziesiąt lat komuny, czyli naturalną skłonność do przedsiębiorczości, kombinowania w pozytywnym znaczeniu tego słowa — natychmiastowego rozwiązywania problemów i skutecznej improwizacji. Kiedy obserwuję młodych ludzi za granicą, to z całą pewnością Polacy są znacznie bardziej przedsiębiorczy od swoich rówieśników. Jeśli stworzy się im solidne podstawy do zdobywania wiedzy, prawno-instytucjonalne podstawy do zakładania biznesu, to oni sami znajdą nisze i obszary, w których możemy być mocni. Postawmy na przedsiębiorczość i dajmy ludziom możliwość rozwoju.
Hasło przewodnie naszej debaty o patriotyzmie brzmi „Kochajmy Polskę bogatą”. Jak pan się do niego odniesie?
To pytanie z rodzaju „lepiej być zdrowym, pięknym i bogatym niż chorym, brzydkim i biednym”. Odpowiedź jest dość oczywista. Ja wolałbym mieć dużo pieniędzy i kochać Polskę mądrą.
http://patriotyzm.pb.pl/3205185,10918,kocham-ten-kraj-wywiad